Położyłem tosty przed Alice.
Jadłem i patrzyłem na nią, na jej piękne policzki, pełne
usta i głębokie, zielone oczy.
- Ej, ziemia do Nialla – uśmiechnęła się do mnie i pomachała
ręką przed oczami. – Nie gap się tak na mnie.
Ocknąłem się.
- Tak, sorry.
Wbiłem wzrok w talerz. Starałem się nie patrzeć na Alice,
ale było to trudne. Była taka piękna. Gdy na nią patrzyłem ogarniało mnie
jakieś nowe uczucie.
Miłość? Być może. Nigdy nie doświadczyłem tego uczucia.
Nigdy nie byłem tak naprawdę zakochany. Te dziewczyny, które tu przyprowadzałem
były tylko na jedną noc, nic dla mnie nie znaczyły. Nigdy nie miałem prawdziwej
dziewczyny. Bałem się komukolwiek zaufać. Po X-Factorze moje życie bardzo się
zmieniło lecz teraz, dzięki Alice mogę o tym nie myśleć, mogę znów normalnie
żyć i mam cel, żyć tak jak wcześniej. Ufać, kochać i mieć nadzieję to trzy
słowa, które od teraz mnie napędzają.
- Dziękuję – głos Alice wyrwał mnie z zamyśleń.
- Na zdrowie.
Alice szła zamieść naczynia do zmywarki.
- Zostaw, ja to zrobię – wziąłem od niej talerz. – Idź się
ubrać, pójdziemy na spacer. Ok.?
- Ok.
Nie wiem dlaczego zaprosiłem ją na spacer – myślałem. Mam
ochotę z nią przebywać ot tak, po prostu. Czemu moje serce wybrało akurat ją.
Przecież za niecałe dwa tygodnie ona opuści mój dom i zapewne nigdy się nie
spotkamy.
- Już jestem gotowa – powiedziała Alice schodząc.
- Idziemy.
Najczęściej doceniamy
kogoś dopiero gdy możemy go stracić.
Podoba się?