Zaparkowałem przed restauracją. Otworzyłem drzwi Alice i pomogłem jej
wysiąść.
- Ale ja nie mam odpowiednich ciuchów do takiej restauracji – szepnęła do
mnie dziewczyna.
- Ja też nie. Usiądziemy sobie z boku i nikt nie będzie zwracał na nas
uwagi.
Kelner podszedł do nas.
- Słucham?
- Mamy rezerwacje.
- Na jakie nazwisko?
Kolejna rzecz, której Liam mi nie powiedział.
- Horan – zaryzykowałem. Sprawdzał coś w swoim notesie.
- Tak, mamy. Zaprowadzę państwa do stolika.
Tak jak prosiłem Liama stolik w rogu, z dala od innych gości.
- Zaraz przyniosę menu.
- Miły ten kelner – skomentowała Alice.
- Musi być miły. Za to mu płacą.
- Oto menu. Chcą się państwo dłużej zastanowić, czy poczekać?
- Gdy będziemy gotowi zawołam pana.
- Dobrze.
Odszedł. Alice dziwnie przyglądała się menu.
- Jeśli nie odpowiadają ci potrawy to możemy pójść gdzie indziej –
powiedziałem.
- Nie chodzi o to, że są złe, ale widziałeś te ceny?
- Na ceny nie patrz. To akurat nie stanowi problemu.
W końcu zdecydowaliśmy się na kurczaka z frytkami i surówką. Najlepsze są
te najprostsze dania.
W czasie pomiędzy zamówieniem, a dostarczeniem nam jedzenia komentowaliśmy
film.
Jej uśmiech, oczy szczęśliwe, pełne miłości. Z każdą chwilą zakochiwałem
się w niej coraz bardziej. To pierwsza dziewczyna od trzech lat, którą
pokochałem tak naprawdę, bezinteresownie i całym sobą. Zaangażowałem się.
Zawsze bałem zaangażować w związek, bo wtedy rozstanie boli, ale bez tego nigdy
nie będę miał rodziny, a bardzo kiedyś chciałbym mieć dzieci. Trzeba
zaryzykować.
Gdy kelner przyniósł nasze zamówienia zaczęliśmy jeść i dalej rozmawialiśmy
na temat filmu. Potem rozmowa zeszła na zwierzęta domowe. Alice miała kiedyś
pieska i kanarki. Ja też miałem kiedyś psa, ale zostawiłem go w domu rodziców.
- A chciałabyś mieć jakieś zwierze?
- Może psa. Właściciel bloku nie pozwala na duże zwierzęta, więc jakiś mały
byłby ok, ale jest też sprawa pracy od rana do wieczora. Nie miałabym kiedy go
wyprowadzać i opiekować się nim.
- Ale teraz nie musisz pracować. Masz czas.
- Ale za niecałe dwa tygodnie wracam do pracy.
- Nie musisz.
- Muszę.
- Mam dobrze zarabiającą firmę. Będzie ok.
- Za dwa tygodnie wracam do swojego życia.
- Nie musi tak być. Przemyśl to – powiedziałem błagalnym tonem.
- Dobrze, przemyślę. A teraz nie rozmawiajmy już o tym.
I rozmowa zeszła na książki.
Po skończonej kolacji zapłaciłem rachunek i wsiedliśmy do samochodu.
Kierunek – wesołe miasteczko.
Pięknie dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem.
Liczę na opinie ;)