sobota, 26 lipca 2014

ROZDZIAŁ 41



- Hu, dobrze, że to wy. Teraz mamy komplet – Harry zamknął drzwi i poprowadził nas do salonu. Na kanapie siedzieli chłopacy i ich dziewczyny.
-Hej.
- Cześć – odpowiedzieli wszyscy.
Zauważyłem opatrunek na lewym przedramieniu Liama.
- Stary, trafili cię?
- Nie, - odpowiedział spokojnie. – ledwo mnie drasnął, ale gdyby wystrzelił sekundę później nie byłoby mnie tu.
- Ok – Harry przejął dowodzenie. – Musimy wymyślić plan, zanim wróg ponownie zaatakuje. A więc Elka, Alice i Perrie zostają w domu z Louisem. Będziecie w pokoju tam na rogu. Lou będzie pod drzwiami Was ochraniał, ale w razie czego Elka też dostanie broń. Jeżeli wróg wejdzie na posesję ja z Niallem wychodząc z budynku pójdziemy na prawo, a Liam i Zayn na lewo. To obowiązuje ciągle. Ja z Niallem po stanięciu twarzą w twarz jesteśmy po jego prawej stronie, a Wy po lewej. Wszystko jasne? Rozumiecie?
- Tak – odkrzykneli wszyscy zgodnie.
- Dobrze, to teraz każdy ma bron przy sobie.
Wszyscy położyli broń na dolną półkę dużego stolika tak, Aby każdy w każdej chwili mógł po ową broń sięgnąć i aby wróg patrząc przez okno nie mógł domyślić się, że jesteśmy uzbrojeni i gotowi na walkę.
- To oczekując na potencjalnego mordercę zagramy w Monopoly? – zaproponował Harry. – Jest po 2 w nocy, więc jeśli włączyłbym film wszyscy by usnęli, albo byśmy byli przymuleni, a na to nie możemy sobie pozwolić. Musimy być zawsze gotowi, pełni sił i z jasnym umysłem.
Po chwili zaczęliśmy grać. Już po 5 kolejkach Harry wyraźnie prowadził, a ja byłem tuz za nim.
Loczek jest mistrzem w ocenianiu czy coś się opłaca, czy nie. Dzięki temu jego firma bardzo dobrze prosperuje i to on planuje nasze akcje. Ja też jestem niezły w te klocki. Moja galeria przynosi duże zyski o czym świadczy to, że niedługo otwieram nowe obiekty.
Po niespełna dwóch godzinach usłyszeliśmy strzał na dworzu.
- Dziewczyny, zmykajcie do pokoju – zarządził Harry. – Louis chroń je. My idziemy w plener.
Wszyscy chwycili za broń i każdy poszedł w wyznaczonym dla niego kierunku.
Gdy razem z Harrym byliśmy 5 metrów od nich tuż za rogiem luknąłem w ich stronę. Trzech. Łatwo nie będzie.  


W przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału, bo wyjeżdżam. 
Jeszcze max. 4 rozdziały i koniec.

piątek, 18 lipca 2014

ROZDZIAŁ 40



*Oczami Niall’a*

„Co ty durniu najlepszego zrobiłeś? Debilu, za 9 dni ona od ciebie odejdzie bez mrugnięcia okiem.” Te myśli atakowały moją głowę. Jestem idiotą. To fakt, ale Alice też mogła nie zaczynać.
Ok, jak prawdziwy facet wezmę to wszystko na siebie. Przeproszę ją, ale nie dzisiaj. Teraz marzę tyko o tym, aby się przespać. Wziąłem prysznic i położyłem się na łóżku. Już po niespełna minucie odpłynąłem w objęcia Morfeusza.
~*~
Bip, bip – dzwonek w telefonie wyrwał mnie ze snu. Kto dzwoni w środku nocy?!
Nie patrząc na wyświetlacz odebrałem.
- Halo?
- Hej Niall. Zabieraj Alice i broń i przejeżdżaj do mnie! – Harry krzyczał do telefonu.
- Teraz? Jest środek nocy!
-  Ktoś strzelał do Liama. Za pół godziny masz być u mnie!
- Dobra. Idę po Alice.
Jak najszybciej mogłem pobiegłem na dół.
Księżniczka spała na łóżku w pokoju gościnnym.
- Alice, wstawaj – lekko nią potrząsnąłem. – Musimy jechać do Harrego.
- Teraz? Po co?
- Ktoś strzelał do Liama. Następnym celem możemy być my. Ubierz coś ciepłego i wygodnego, bo za 5 minut wyjeżdżamy – zrobiłem pauzę. – I na jedną noc musimy zapomnieć o tej kłótni.
Pobiegłem na górę. Ubrałem dżinsy, T-shirt i bluzę. Do kieszeni schowałem telefon, a do plecaka 2 pistolety.
Na rozbudzenie chlapnąłem sobie wodą w twarz i zbiegłem na dół.
Alice wychodziła z pokoju.
- Ubieraj trampki. Weź jeszcze moją bluzę z wieszaka i idź do samochodu.
Wyszliśmy. Na wszelki wypadek włączyłem alarm przeciwwłamaniowy i czym prędzej wszedłem do samochodu. Podałem dziewczynie plecak i z piskiem opon odjechaliśmy spod domu.
- Co jest w plecaku? – zapytała.
- Zobacz. Jeden jest dla ciebie.
Z obrzydzeniem wyjęła jeden z pistoletów.
- Ja nikogo zabijać nie będę.
- Nie, będziesz się tylko bronić, ale raczej nie będzie to konieczne. Broń jest tak na wszelki wypadek.
- To dobrze.
Odłożyła broń delikatnie na miejsce.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy.
O 2.00 byliśmy przed domem Hazzy.
Wbiegliśmy do domu, a w przedpokoju powitał nas widok przerażonego Harrego.


To chyba niedługo będzie trzeba kończyć to ff, bo coś nie komentujecie.
 

sobota, 12 lipca 2014

ROZDZIAŁ 39



Godzina 16.30.
Obiad pięknie prezentuje się na stole i tylko czeka, aż ktoś go zje.
Godzina 16.40.
Niall’a nie ma, a posiłek stygnie. Przykryłam go folią aluminiową, aby zatrzymać choć trochę ciepła.
Godzina 16.50.
Dalej nic.
Godzina 17.
Zaczynam się martwić.
Godzina 17.10.
Dostaję SMSa:
„Hej kochanie. Muszę dłużej zostać w pracy.
Zjedz sama.
                        Niall xoxo”
I tak sama musiałam zjeść obiad. A miało być tak pięknie. Zawsze coś musi się z*ebać. Po zjedzeniu wygodnie usadowiłam się na kanapie i włączyłam filmy.
~*~
Poczułam obecność kogoś w pobliżu.
Chyba mi się przysnęło.
Momentalnie otworzyłam oczy. To tylko Niall.
Szybki rzut oka na zegar: 20.
- Cześć – rzucił w moją stronę.
- Hej – odpowiedziałam równie oschle. – Obiad jest na stole w kuchni przykryty folią, lecz zupełnie zimny.
- Przeżyję – odpowiedział, a jego wypowiedź ociekała jadem. Och, jaśnie pan Horan myślał, że obiad będzie ciepły lub, że mu go odgrzeje. Jeszcze czego.
Poszłam za nim do kuchni.
Usiadł, zdjął folie i zaczął skubać.
Stałam w wejściu patrząc na niego.
- No co? – spytał oburzony.
- Patrzę, czy to zjesz.
- A co? Zatrute?
- Nie kurwa, zimne.
Wstał i ciskając pioruny w moją stronę podszedł.  
- Słuchaj, miałem ciężki dzień w pracy i nie mam siły na twoje fochy.
- Problemy w pracy zostawiaj przed domem.
- Łatwo ci mówić. Niedługo otwieram 6 nowych galerii i mam urwanie głowy z wszystkimi formalnościami…
- Wiem – przerwałam mu. – Słyszałam w telewizji dzisiaj rano.
- To czego ty jeszcze chcesz?
- żebyś wracał z pracy o umówionej godzinie lub żebyś wcześniej powiadomił mnie o opóźnieniu i żebyś problemy zawodowe zostawiał w miejscu pracy!
- Łatwo ci mówić, to nie ty zarabiasz na nasze utrzymanie.
- To ty wziąłeś mi urlop.
- Za 9 dni będziesz wolna i będziesz mogła robić co chcesz.
  Wbiegł na górę, a ja opadłam na kanapę.
9 dni – te słowa odbijały się echem w mojej głowie.
9 dni - 216 godzin
9 dni – 12960 minut
9 dni – 777600 sekund


Czytacie?
Jest sens, żeby to jeszcze ciągnąć? 
Mam kilka rozdziałów napisanych na przód, ale nie wiem, czy tego chcecie.

niedziela, 6 lipca 2014

ROZDZIAŁ 38



*Oczami Alice*
Robiło mi się zimno, więc chciałam wtulić się w mojego chłopaka. Nie otwierając oczu próbowałam zlokalizować jego położenie macając powierzchnię naszego łoża. Po przejechaniu trzeci raz tego samego miejsca łypnęłam jednym okiem, a nie mogąc dostrzec Niall’a otworzyłam drugie – bez zmian. Jak go nie było tak nie ma.
„Pewnie poszedł do łazienki” pomyślałam i zaczęłam wspominać końcówkę wczorajszego dnia. Po zjedzeniu waty wróciliśmy do domu. Było późno, ale byliśmy tak rozemocjonowani, że nie mogliśmy iść spać. Wykąpaliśmy się i do trzeciej rozmawialiśmy. Zasnęliśmy gdy temat zszedł na szkołę podstawową.
Po 10 minutach czekania stwierdziłam, że już nie zasnę i zeszłam na dół do kuchni. Na blacie czekała na mnie wiadomość.

„Pojechałem do pracy.
Wrócę o 16.30.
Jakbyś mogła to zrób obiad.
                        Niall
                        xoxo
Ps śniadanie jest w lodówce”

Nalałam sobie szklankę wody i zajrzałam do lodówki. Mmm… Nialler przygotował mi kanapki. Na jednej z nich był ser, a na nim serduszko z ketchupu. Słodko…
Zaparzyłam herbatę i ze śniadankiem zasiadłam przed telewizorkiem. Akurat zaczynały się południowe wiadomości.
„Niall Horan, młody przedsiębiorca z Londynu, właściciel bardzo popularnej Galerii Handlowej ma zamiar poszerzyć swoją działalność.”
Na ekranie ukazała się twarz mojego ukochanego na tle galerii.
D(dziennikarz):  Jak bardzo ma Pan zamiar poszerzyć działalność?
N(Niall): Niedługo otwieram galerie w 6 innych miastach. Jeśli wypali będzie ich coraz więcej.
D: Tylko w Wielkiej Brytanii?
N: 5 w Wielkiej Brytanii i 1 w Irlandii.
D: Później rozniesie się na cały świat?
N: Nie sądzę, przynajmniej nie w tym roku. Dalej planów nie snuję.
D: Może kiedyś pańska galeria będzie tak popularna jak McDonald?
N: Może… - uśmiechnął się.
D: Tego Panu życzę – wymienili uścisk dłoni. – A teraz oddajemy głos do studia.
Spiker zaczął mówić coś o giełdzie, ale już nie słuchałam.
„Mój Niall w telewizji? On jest aż tak bogaty? Może mieć każdą, dlaczego wybrał akurat mnie?” I znowu rozkmina życia. Dlaczego wybrał mnie, a nie jakąś inną? Ładniejszą, zabawniejszą, w ogóle lepszą.
Gdy kanapki się skończyły postanowiłam również zakończyć roztrząsać temat „Dlaczego ja?” i po porannej toalecie zabrałam się za robienie obiadu.


Od następnego rozdziału akcja się rozwinie.
Podoba Wam się?